Warszawa. Legalizacja NSZZ „Solidarność”
Tomasz
Jastrun:
„Solidarność” zarejestrowana! Od ręki, gładko i lekko jak we śnie. Niestety
ta sama lekkość towarzyszy naszemu odczuciu wagi tego wydarzenia. Co za
niezwykłe zmartwychwstanie, a jednak nie spływa na nas łaska wiary. Gdzie się
nie ruszę, spotykam ludzi, którzy podobnie jak ja mają poczucie, że koniecznie
należy szybko budować Związek, ale jakoś okropnie się nie chce. [...]
Pamiętam w sierpniu 1980 ludzi w pociągu, ludzi na chodnikach, ludzi w
fabrykach — mówili: możemy żyć w biedzie, możemy być głodni, żeby tylko nie
było już tego kłamstwa. Dziś ci sami ludzie mówią: nic nas nie obchodzi prawda
i kłamstwo, chcemy mieć, mieć, mieć...
7 kwietnia 1989
Warszawa. Euforia w dniu wyborów parlamentarnych w komisji wyborczej na Bielanach
Wiktor J.
Mikusiński, pracownik komisji wyborczej:
Współpracowałem z Komitetem Wyborczym „Solidarności” na Żoliborzu.
Podczas kampanii wyborczej zostałem mężem zaufania Jacka Kuronia w komisji
wyborczej na Bielanach.
Dzień wyborów 4 czerwca to kolejne niezapomniane przeżycie. Euforia, która
ogarniała ludzi, osiągnęła wtedy swoje apogeum. Ludzie przychodzili roześmiani,
rozgadani, komentowali wydarzenia, wyrażali śmiało opinie. Głośno wypytywali
o kandydatów „Solidarności”... Harcerze dowozili samochodami staruszki
i inwalidów. Podtrzymywali ich trzęsące się dłonie przy skreślaniu nazwisk
i zapewniali: „Tak, tak, proszę pani, głosujemy na „Solidarność”.
Spoglądali na mnie oczekując aprobaty, a ja mówiłem im konspiracyjnym
szeptem: „Dobra, chłopaki, ściągajcie ludzi, ilu się da” i pokazywałem
palcami zza gazety znak „V”. Przewodniczący komisji i dyżurujący milicjant
patrzyli w ścianę, widać było, że boją się reagować. A ja miałem
dziką satysfakcję. To była zapłata za poprzednie lata.
Byłem szczęśliwym człowiekiem, bo widziałem, jak rodzi się nowa Polska.
Stresy, upokorzenia i trudności, które musiałem znosić jako milicjant,
internowany, kolporter i redaktor podziemnego wydawnictwa były ceną, jaką
warto było zapłacić za ten dzień, za przyszłość, jawiącą się tak entuzjastycznie.
5 kwietnia
1989
Warszawa. Zakończenie obrad Okrągłego Stołu
Lech Wałęsa,
w przemówieniu zamykającym obrady Okrągłego Stołu:
Dziewięć tygodni rozmów o najważniejszych sprawach naszej ojczyzny
pozwoliło nam dojść do przekonania, że w sytuacji, w której się znajdujemy, nie
ma już mowy o handlu między różnymi stronami, ale tylko o wielkim ryzyku, które
ponoszą wszyscy, którzy czują się odpowiedzialni za Polskę. Albo potrafimy jako
naród budować — w sposób pokojowy — niepodległą, suwerenną, bezpieczną
równoprawnymi sojuszami Polskę, albo utoniemy w chaosie demagogii i w
rezultacie w wojnie domowej, w której nie będzie zwycięzców. [...]
Zabiegaliśmy o konkretne ustalenia, które mogą zostać wcielone w życie
natychmiast. Takie jak legalizacja „Solidarności”, „Solidarności Rolników”,
Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Te postulaty zostały przez stronę
rządowo-koalicyjną przyjęte. [...]
Po raz pierwszy rozmawialiśmy ze sobą posługując się siłą argumentów, a nie
argumentami siły. To dobrze wróży na przyszłość. Uważam, że obrady Okrągłego
Stołu mogą się stać początkiem drogi do demokratycznej i wolnej Polski.
4 czerwca 1989